Magiczna moc czystka

Czystek jest rośliną posiadającą niezwykłe właściwości lecznicze.

Niezastąpiony napar z pokrzywy

Działanie pokrzywy kiedyś doceniano w medycynie ludowej wielu regionów Europy i Azji. Dziś traktowana jest jako chwast, niechciany gość ogródka. Nie docenia się jej obfitości w mikroelementy, witaminy, kwasy organiczne i związki aminowe.

This is default featured slide 3 title

Go to Blogger edit html and find these sentences.Now replace these sentences with your own descriptions.

This is default featured slide 4 title

Go to Blogger edit html and find these sentences.Now replace these sentences with your own descriptions.

This is default featured slide 5 title

Go to Blogger edit html and find these sentences.Now replace these sentences with your own descriptions.

wtorek, 29 listopada 2016

13 tajemnic korporacji farmaceutycznych..., o których nie chcą byś wiedział!


Są obecne w telewizji, gazecie, Internecie, na bilboardach i w radiu. Mówią o nich specjaliści, gwiazdy, sąsiedzi. Obiecują rewelacyjne skutki, poprawę zdrowia i lepsze życie. Reklamy boskich specyfików.

Ślepo wierzymy, że uratują nas przed bólem, cierpieniem i milionami dolegliwości. Łykamy je garściami, bo dostaliśmy je od lekarzy – profesjonalistów w dziedzinie medycyny, często nazywanymi cudotwórcami... A czy zastanawialiście się kiedykolwiek nad skutkami ubocznymi fenomenalnych leków? Czy na ulotkach są wyłącznie prawdziwe informacje? Czy lekarze naprawdę tak dobrze znają się na wszystkim? Czy myśleliście o tym, że możecie być zdrowi bez łykania tych wszystkich kolorowych pigułek?

Obalamy medyczne mity, które są nam wpajane od lat! Masz prawo wiedzieć.

MIT 1: "Leki są bezpieczne"
Działania niepożądane leków są trzecią przyczyną zgonów, zaraz po chorobach serca i raku.

Benoksaprofen – preparat przeciw reumatyczny i przeciw zapalny. Miał być światowym bestsellerem. Masowo przepisywany przez lekarzy w Danii, Niemczech i Wielkiej Brytanii. Dopóki nie ujawniono ofiar skutków ubocznych. Poważne uszkodzenia wątroby i śmierć.

Lek został wycofany z rynku amerykańskiego w 1982 roku, gdy bilans wynosił 27 zgonów i 200 niewydolności wątroby i nerek. W 1985r. firma farmaceutyczna Eli Lilly, która wypuściła owy lek na rynek dobrowolnie przyznała się do ukrywania faktów odnośnie zgonów. Kara? 25 000 $.

Nie powstrzymało to jednak firmy Merck do wypuszczenia w 1999r na rynek tego samego leku ze zmodyfikowaną zaledwie jedną cząsteczką i nową nazwą - Vioxx® (rofekoksyb). Trzyletnie badanie APROVE wykazało, iż 25mg rofekoksybu, które miało zapobiegać nawrotom polipów jelita grubego - podwyższało częstotliwość występowania zawałów serca i udarów mózgu wśród badanych. Preparat został ponownie wycofany z rynku 30 września 2004r. Pozostał jednak w organizmach 80mln osób na świecie, którym trwale uszkodził układ krwionośny przyśpieszając twardnienie naczyń krwionośnych, powodując wylewy i wzrost ciśnienia krwi. Firma musiała pożegnać się z 11% dochodów i 2,5mld $ obrotu na rok w skali globalnej. Mimo tego, iż skandalicznie zachowywała się przed wycofaniem leku z rynku chcąc uciszyć jednego z naukowców, grożąc skończeniem jego kariery, firma wypłaciła 4,85 mld $ odszkodowania.
Czy to wyjątek od reguły? Niestety nie

Według badań, działania niepożądane leków są trzecią przyczyną zgonów, zaraz po chorobach serca i raku. W Anglii liczba zgonów spowodowanych skutkami ubocznymi leków jest, aż 3 razy większa od liczby ofiar wypadków drogowych.

Najbardziej niepokojąca jest jednak nagminna praktyka koncernów farmaceutycznych, które usuwają z rynku niebezpieczne leki dopiero wtedy, gdy przyniosą odpowiedni zysk i gdy uzbiera się spora liczba pozwów sądowych. Na tym się nie kończy.
Substancja chemiczna powraca do obiegu.

Pod inną nazwą, z innym wskazaniem leczniczym i inną grupą docelową.

MIT 2: "Leki są skuteczne"
Na 78 "nowych”"zarejestrowanych leków tylko 17 zawierało całkowicie nowy składnik aktywny. Zwiększoną skuteczność miało zaledwie 7 z nich.

Prawie każdy z nas spotkał się zapewne z sytuacją gdy lek, który pomógł jednej osobie był całkowicie bezużyteczny dla drugiej. Odpowiedzialne za to są nasze geny. Na szczęście istnieje dziedzina zwana farmakogenetyką, która bada skuteczność działania leku w zależności od genotypu pacjenta. Pozwala ona za pomocą łatwego testu DNA ustalić czy pacjent odniesie jakiekolwiek korzyści z przyjmowania danego leku. Dr Rosses, genetyk i były wiceprezes ds. genetyki międzynarodowego koncernu GSK, uważa, że 90% leków działa w zaledwie 30-50% przypadkach pacjentów.
Obecnie skuteczność poszczególnych grup lekarstw wynosi:

alzheimer - 30%,
astma - 60%,
arytmia - 60%,
depresja (SSRI) - 62%,
cukrzyca - 57%,
nietrzymanie moczu - 40%,
migrena (ostra) - 52%,
migrena (profilaktyka) - 50%,
onkologia - 25%,
reumatoidalne zapalenie stawów - 50%,
schizofrenia - 60%.

Naukowcy z Adelphi University w Gaden City przeprowadzili badanie, które pokazało, że alternatywne metody leczenia mogą mieć większą skuteczność niż współczesna medycyna. Mianowicie, zorganizowali trzy grupy pacjentów cierpiących na depresję. Pierwsza przyjmowała lek przeciwdepresyjny (sertralinę), druga dwa razy w tygodniu przez miesiąc uczęszczała na psychoterapię, natomiast trzecia zażywała placebo (substancję obojętną, nie mającą wpływu na stan zdrowia pacjenta). Gdy po 8 tygodniach sertralina i placebo nie przynosiło efektów zmieniano na inne. Po 16 tygodniach efekty terapeutyczne wszystkich grup były bardzo zbliżone, przez co nie mogły być istotne statystycznie.

Lekarze często przekonują o zwiększonej skuteczności nowych leków. Jednak Raport FDA z 2002r. ujawnił, że na 78 "nowych" zarejestrowanych leków, tylko 17 zawierało całkowicie nowy składnik aktywny. Zwiększoną skuteczność miało zaledwie 7 z nich.

MIT 3: "Badania kliniczne są wiarygodne"
Przypadki zgonów w czasie badań klinicznych są traktowane jako tajemnica handlowa firmy i z tego powodu nie muszą być ujawniane odpowiednim urzędom.

Gdy firma farmaceutyczna stara się wprowadzić nowy lek na rynek, zawsze musi określić grupę docelową pacjentów oraz potencjalne schorzenie, na które będzie pomagał dany lek. Czasami ludzie chorzy stanowią zbyt mały rynek zbytu, dlatego zmienia się działanie niepożądane na wskazanie terapeutyczne, by zwiększyć zyski i móc przepisywać lek dzieciom i osobom starszym. Nowy hit rynkowy ma zapewnić olbrzymi zbyt, a sama choroba staje się sprawą drugorzędną.

Eli Lilly stworzyła kolejny niebezpieczny lek. Początkowo leki przeciwdepresyjne były stosowane jedynie w szpitalach. Mały rynek zbytu posunął firmę farmaceutyczną do wykorzystania efektu ubocznego – utratę wagi – jako pożądany efekt fluoksetyny. Otyli zawsze stanowili interesującą grupę docelową. Zawsze znajdą się osoby, które uważają się za grube, a innym można to wmówić za pomocą reklam. Jedynym problemem w rejestracji fluoksetyny jako środka do walki z nadwagą był brak udokumentowanych badań klinicznych. Dlatego Eli Lilly postanowiła zarejestrować lek jako środek przeciwdepresyjny, by po dopuszczeniu do obrotu rozszerzyć wskazania o dodatkowe schorzenia. W taki sposób stworzono Prozac, który paradoksalnie odbijał się na zdrowiu pacjentów w postaci myśli i prób samobójczych. Firma skutecznie ukrywała śmiertelne skutki przyjmowania leku. Jak?

Metoda "upiększania" badań klinicznych jest prosta. Polega głównie na zastąpieniu drastycznych faktów innym, delikatniejszym sformułowaniem. Przykład? Jeżeli 5 osób próbuje popełnić samobójstwo, z czego dwóm się to udaje, to w protokole badań może pojawić się określenie, że "5 osób doświadczyło reakcji niespecyficznych".

Istnieje jeszcze inny sposób - staranny i długotrwały proces doboru osób do badań klinicznych. Eli Lilly w zredagowanej dla lekarzy ulotce na temat leku informowała, iż "11 000 osób brało udział w badaniach, z czego 6 000 było leczonych fluoksetyną". Tak naprawdę udział w badaniu brało 1730 pacjentów. Należałoby jeszcze sprecyzować, co oznacza stwierdzenie "brało udział". Osoby, które brały udział w badaniu, to te, które zażywały lek przez co najmniej jeden dzień. Zostawały odsuwane ze względu na działania niepożądane lub brak widocznych efektów.

W sumie z 11 000 osób zaledwie 286 ukończyło 4 tygodniowe badania, a 86 osób przyjmowało lek dłużej niż 3 miesiące. Efekty uboczne dotykały 90% pacjentów, a w 15-20% fluosketyna powodowała depresję. Przypadki zgonów w czasie badań klinicznych są traktowane jako tajemnica handlowa firmy i z tego powodu nie muszą być ujawniane odpowiednim urzędom. Oznacza to, iż obecnie jesteśmy bardziej chronieni przed wadliwymi samochodami, niż przed lekami, które bardziej szkodzą, niż leczą.

MIT 4: "Rządowi eksperci są niezależni"
75% czołowych naukowców jest opłacana przez branżę medyczną.

Branża medyczna jest doskonałym przykładem zależności od autorytetów. Osoby nazywane "liderami opinii" to eksperci z wieloletnim doświadczeniem i ugruntowaną opinią zawodową. Ich zadaniem jest pisanie pozytywnych artykułów na zamówienie, a wynagrodzenie to oficjalnie stała pensja za doradzanie, konsultacje bądź funkcję rzecznika prasowego.

Inni lekarze poprą opinię autorytetów, swoich bardziej doświadczonych kolegów. O osobach krytykujących takie opinie prawie się nie słyszy – dbają o to "liderzy opinii".

Obecnie uważa się, że 75% czołowych naukowców jest opłacana przez branżę medyczną.

Udowadnia to przykład rządu z Wielkiej Brytanii, który zasięgał porady u naukowców odnośnie skuteczności szczepionek oraz zagrożeń świńską grypą. Każdy wierzył, że informacje decydujące o wydaniu milionów funtów będą bezstronne. Rok później okazało się, że większość doradców miało silne powiązania finansowe z producentami szczepionek.

MIT 5: "Lekarze są dobrze poinformowani"

Idąc do lekarza wierzymy, że postawi dobrą diagnozę i przepisze skuteczny lek. Jednak to producent leku decyduje, jakie informacje upublicznić a jakie zataić. Mimo szczerych chęci lekarza nie jest on w stanie podać nam w 100% bezpiecznego leku. Potwierdza to Instytut Medycyny, który przeanalizował 175 ulotek skierowanych do lekarzy. Aż 94% zawierało mylące bądź fałszywe informacje o produkcie.

MIT 6: "Nie ma ludzi zdrowych, są tylko ludzie źle zdiagnozowani"
W latach 50-tych istniało 100 różnych postaci depresji, w 1994 roku było ich już ponad 300.

We współczesnym świecie granica miedzy dolegliwością, schorzeniem a chorobą jest mocno rozmyta. Jesteśmy przekonani, że w każdym z nas ukryta jest pewna choroba. I koniecznością jest łykanie magicznych pigułek.

W Diagnostycznym i Statystycznym podręczniku zaburzeń psychicznych Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychiatrycznego przedstawione jest to na przykładzie depresji. W latach 50tych istniało 100 różnych postaci depresji, natomiast w 1994r. było ich już ponad 300. Obecnie ludzie szczęśliwi są mocno podejrzani: "Mówi pan, że nic pana nie trapi, śpi pan spokojnie i ma pan hobby? Hmm, chyba mamy tu do czynienia z mechanizmem wyparcia. Proszę się nie martwić, są specjalne techniki, które wydobędą z Pana ten ukryty smutek. Na razie przepiszę nowy lek przeciwdepresyjny, który z pewnością Panu pomoże. Tylko proszę uważać, bo może Pan się stać agresywny lub popełnić samobójstwo."

[ tak jak 7go lutego 2004 r. zrobiła to zdrowa 19to letnia studentka w czasie badań klinicznych nad fluoksetyną ]

Z pewnością nie ma osoby, która nigdy nie odczuwałaby przygnębienia. To normalne. Obniżenie nastroju, zmiana samopoczucia to stan fizjologiczny i nie wymaga leczenia. Błędne jest myślenie, że ta „magiczna pigułka” to rozwiązanie wszystkich problemów i potrzebna jest każdemu. To wina przemysłu farmaceutycznego, który reklamuje choroby, a nie leki.

Największym oszustwem jest upowszechnianie nieistniejących schorzeń. Takich jak ADD (zaburzenia koncentracji uwagi), lub ADHD (zespół nadpobudliwości ruchowej z deficytem uwagi). Sfrustrowany rodzic okłamany przez reklamy faszeruje dziecko pochodnymi amfetaminy zapakowanymi w małą pigułkę o ładnej nazwie. Żądne zysku firmy wykorzystują naiwność rodziców. Niestety nie są znane konsekwencje stosowania tak silnych związków psychotropowych na mózg rozwijającego się dziecka, ponieważ nie przeprowadzono żadnych długoterminowych badań na nieletnich.

Na nadpobudliwość dzieci wpływ mogą mieć sztuczne barwniki, dodatki smakowe i zapachowe oraz konserwanty. Potwierdza to czasopismo medyczne The Lancet, które w 1985r. opublikowało wyniki badań mówiące o poprawie u 79% nadpobudliwych dzieci. Wystarczyło wyeliminować z diety wyżej wymienione składniki.
Nasza młodzież jest zdegenerowana i brakuje jej dyscypliny. Młodzi ludzie już nie słuchają swoich rodziców, koniec świata jest blisko. - zapis z tabliczek klinowych z miasta Ur – 2000 r. p.n.e.

MIT 7: "Pracujemy dla dobra naszych pacjentów"
Dla firmy farmaceutycznej nazwa potrafi być ważniejsza od samego leku.

Patent – magiczne słowo, które napędza cały przemysł farmaceutyczny. Z finansowego punktu widzenia, rzecz nie dająca się opatentować jest bezużyteczna. Patent zapewnia nieprzerwany zysk przez 20 lat, o ile lek nie zostanie wcześniej wycofany z powodu piętrzących się działań niepożądanych popartych pozwami sądowymi.

Historia wprowadzenia insuliny ludzkiej jest typowym przykładem na to, że dla firmy farmaceutycznej ważniejsza jest nazwa niż lek.

Pierwszy zastrzyk insulinowy podano w 1922 roku 14-letniemu Leonardowi Thomsonowi. Rok później odkrywcy sprzedali patent na insulinę uniwersytetowi w Toronto za przysłowiowego dolara.

Świńska insulina nie miała konkurencji przez ponad 60 lat. Była tania w produkcji i mało kosztowała, co dla osób uzależnionych od jej przyjmowania do końca życia, było dość korzystne.

W 1982 roku pojawiła się na rynku nowa, syntetyczna insulina, która przebadana była jedynie na 17 osobach. Otrzymywana jest za pomocną inżynierii genetycznej i dla odmiany nazwano ją insuliną ludzką.

W ciągu trzech lat Brytyjskie Stowarzyszenie Diabetologiczne nazbierało ok. 3000 listów od skarżących się na skutki uboczne pacjentów. Była tu mowa głównie o alergii i utracie przytomności. Mimo to wycofano insulinę świńską nie pozostawiając diabetykom wyboru. Była ona dobra dla pacjenta i systemu opieki zdrowotnej, ale zła dla zysku firm farmaceutycznych. Każdy mógł ją produkować a wykupienie praw patentowych nie kosztowało dużo, co przekładało się na niski koszt leku.

MIT 8: "Jesteśmy o krok od przełomowego odkrycia"
Tak naprawdę jesteśmy dla nich tylko "ludzkim towarem" - nasze dzieci, rodzice, dziadkowie są dla nich tylko "dojnymi krowami" (...)

W 1971 roku rozpoczęto wojnę z rakiem. Okazało się jednak, że 25lat badań i 39mld$ to za mało by wynaleźć pomoc dla chorych. Nadal okres przeżywalności 5 lat dla pacjentów po chemio- i radioterapii oscyluje na poziomie 5%.

Największe zyski firmom farmaceutycznym przynoszą osoby przewlekle chore. Nieprzydatne są osoby zdrowe lub martwe. Stały i wysoki dochód przynoszą osoby cierpiące między innymi na artretyzm, astmę, cukrzycę, raka, nadciśnienie.

W przeciągu 23 lat zaobserwowano wzrost zachorowań na białaczkę (o 17%), nowotwory mózgu (o 26%), raka piersi (o 25%) i raka jąder (o 41%). Dopóki leczenie będzie przynosiło 200mld$ rocznie, skuteczny lek nie zostanie wynaleziony...

Najprawdziwszą opinię o rynku farmaceutycznym wystawiła Gwen Olsen, która przez 15 lat pracowała jako reprezentant dla gigantów farmaceutycznych a w 2007 roku uzyskała nagrodę Human Rights Award za swoją działalność humanitarną:

"Chcę obalić mit, że przemysł farmaceutyczny ma na celu poprawę zdrowia i leczenie. W rzeczywistości jego celem jest utrzymywanie chorób i zarządzanie objawami. Przemysł ten nie jest zainteresowany leczeniem raka, Alzheimera czy chorób serca, ponieważ gdyby tak było, to działali by na własną szkodę – utraty biznesu, a to nie ma sensu. (...)

Musimy się więc oprzeć na naszym zdrowym rozsądku i zrozumieć, że przemysł farmaceutyczny zarabia 5-6 razy więcej niż jakakolwiek inna kompania spośród największych Fortune 500 w USA. I nie dadzą łatwo sobie odebrać tego zarobku. Tak naprawdę jesteśmy dla nich tylko „ludzkim towarem” – nasze dzieci, rodzi- ce, dziadkowie są dla nich tylko „dojnymi krowami”, na których żerują reprezentanci firm farmaceutycznych, jakim i ja byłam. Są oni zainteresowani tylko zdobywaniem rynku, bez uwzględniania konsekwencji jakie to przyniesie pacjentom. Nie interesuje ich to, że sieją dezinformację, że dane z badań klinicznych są ukrywane czy też fałszowane, że skutki uboczne są minimalizowane czy też prezentowane w niewłaściwy sposób. 

Pracowałam przez 15 lat w tym biznesie, byłam jedną z najlepszych. Mówię wam, że ten przemysł oszalał."

MIT 9: "Dodatki spożywcze są bezpieczne"
Sztuczne słodziki mogą powodować m.in.: syndrom przewlekłego zmęczenia, epilepsję, chorobę Parkinsona, Alzheimera, depresje itp.

W 1965 roku chemik pracujący nad nowym lekiem na wrzody żołądka, przez przypadek odkrył sztuczny słodzik – aspartam (E951), substancję 200 razy słodszą od cukru. Trafił on na rynek dopiero po 16 latach. Najpierw był sztucznym słodzikiem, substytutem cukru, później pojawił się w napojach i środkach dietetycznych. W 1983 roku ujawniono, że aspartam zwiększa łaknienie na węglowodany co powoduje zwiększenie masy ciała. W 1991 r. zarejestrowano 167 działań niepożądanych, a w 1994 udokumentowano 88 toksycznych symptomów. Były to między innymi defekty noworodków, syndrom przewlekłego zmęczenia, epilepsja, Parkinson, Alzheimer, depresje...

Obecnie głównym dodatkiem polepszającym smak i zapach większości potraw, włączając w to produkty dla niemowląt jest glutaminian sodu (E621, MSG). Odkryto go w 1908 roku ale dopiero badania z 1950 roku ujawniły, że już jedna dawka glutaminianu powoduje u badanych szczurów uszkodzenia neuronów w wewnętrznej warstwie siatkówki, uszkodzenia podwzgórza oraz zaburzeń układu dokrewnego. Ponadto, tak jak sztuczny słodzik, powoduje wzrost masy ciała co kończy się chorobliwą otyłością.

Zarówno aspartam jak i glutaminian sodu to dodatki spożywcze więc nie muszą być tak dokładnie przebadane jak leki. Są obecne w dietetycznych napojach, gumach do żucia, mrożonkach, przyprawach i zupach w proszku. A nieświadomi klienci spożywają je każdego dnia.

Dr Russel Blaylock uważa, że dodatki spożywcze takie jak aspartam, MSG, cysteina, kwas asparaginowy należą do substancji zwanych ekscytotoksynami. Są to toksyny stymulujące neurony aż do śmierci, powodując różnorakie uszkodzenia mózgu.

Wszyscy powinniśmy wystrzegać się tych substancji, tym bardziej jeśli cierpimy na schorzenia neurologiczne lub nadwagę.

W przypadku MSG (glutaminian sodu) wystrzegaj się rożnych polepszaczy smaku, symbolu E621, hydrolizowanych białek roślinnych. Wybieraj producentów, którzy informują, że ich produkty są wolne od MSG. W celu zmniejszenia wchłaniania MSG możesz używać izoleucyny i lizyny, natomiast kurkumina, sylimaryna i ginko biloba blokują jego działanie.

W przypadku aspartamu wystrzegaj się dietetycznych środków spożywczych, symbolu E951 i napisów ostrzegających, że dany produkt jest źródłem fenyloalaniny (składnik aspartamu) i nie może być spożywany przez chorych na fenyloketonurię.

MIT 10: "Nie potrzebujesz suplementów diety"

Coraz częściej zdarza się, że dobrze się odżywiamy, dbamy o zróżnicowaną dietę, a mimo to nie dostarczamy swojemu organizmowi wszystkich niezbędnych składników.

Dzieje się tak ponieważ produkty jakie spożywamy mają coraz mniejszą wartość odżywczą. Mąka pszenna, biały cukier, biały ryż, żywność puszkowana to wyłącznie puste kalorie bez witamin, soli mineralnych, enzymów i tłuszczów roślinnych.

Dodatkowo zły wpływ na naszą żywność ma jałowość gleby. Obecnie szacuje się, że jałowych jest:
85% obszarów rolnych Ameryki Północnej,
76% Ameryki Południowej i Azji,
74% Afryki - 72% Europy.

Jałowa gleba rodzi słabe i chore rośliny. W przypadków niektórych warzyw spadek zawartości np. witaminy C wynosi prawie 90%.

Nawożenie gleby niestety nie jest rozwiązaniem tej sytuacji, ponieważ spośród 52 różnych minerałów do gleby wracają zaledwie trzy: azot, potas i fosfor. Konieczne jest więc stosowanie suplementów witamin i minerałów.

MIT 11: "Przyczyny większości alergii jest nieznana"

Wszystkie choroby przewlekłe, choroby skóry, alergie, zespół przewlekłego zmęczenia mogą mieć wspólną przyczynę. Są to zakażenia pasożytnicze niekiedy zwane helmintozami. Szacuje się, iż obecnie 95% dorosłych jest zakażonych nawet 5 pasożytami, a w przypadku właścicieli zwierząt nosicielstwo wynosi 99,9%! Pokolenie występujące po zakażonych rodzicach żyje o 10-15 lat krócej, a zachwianie psychiki może występować aż do trzeciego pokolenia.

Skuteczność obecnie dostępnych metod diagnostycznych w wykrywaniu zakażeń pasożytniczych jest dość zachwiana. Analiza kału wynosi zaledwie 12% – 20% skuteczności. Badania serologiczne, czyli wykrywanie specyficznych antygenów powala wykryć 55-60% zakażeń, głównie już w zaawansowanych stadiach.

Najbardziej wiarygodną metodą wykrywania pasożytów we wszystkich stadiach rozwoju jest badanie rezonansowe za pomocą Vega testu, który w ciągu godziny wykrywa pasożyty, grzyby, pleśnie i metale ciężkie. Są one przebiegłe, ponieważ przez długie lata mogą nie powodować żadnych objawów. A jeśli się zdarzają to są to objawy najczęściej występujących dolegliwości: bóle głowy, anemia, alergia, utrata apetytu, spadek wagi, zgrzytanie zębami w nocy, zespół przewlekłego zmęczenia, impotencja, torbiele macicy, bolesne miesiączkowanie itd.

Przewlekłe uszkodzenie wątroby wynikające ze spożywania alkoholu, leków i żywności wysoko przetworzonej również może powodować alergię. Niewydolność wątroby powoduje wzrost stężenia toksyn we krwi, które w normalnych warunkach były przez nią eliminowane. W tej sytuacji organizm stara się zasygnalizować obecność patogenu za pomocą reakcji alergicznej w celu ograniczenia kontaktu z alergenem. Gdy fizjologiczne drogi wydalania są niewystarczająco sprawne, alergen może zostać wydalony przez skórę powodując różnego rodzaju wypryski i liszaje. Najbardziej popularnym testem wątroby jest badanie specyficznych enzymów wątrobowych (ASPAT, ALAT) oraz bilirubiny.

MIT 12: "Mleko to podstawa zdrowych kości i zębów"
Próchnica jest spowodowana brakiem równowagi i niedoborem składników odżywczych wynikających ze spożywania nadmiernie przetworzonej żywności.

Wszyscy wiemy, że zdrowie zębów i dziąseł jest odbiciem stanu zdrowia całego organizmu. Ale czy wiemy, że próchnica spowodowana jest brakiem równowagi i niedoborem składników odżywczych wynikających ze spożywania nadmiernie przetworzonej żywności?

Gdy w 1936 r. dr Price prowadził systematyczne badania odnośnie próchnicy, zauważył, że rdzenni Aborygeni nie mieli żadnych problemów dentystycznych. Jednak po przejściu na typową dietę współczesnego człowieka, 70% z nich zaczęło cierpieć na próchnicę.
Dr Price wyszczególnił wówczas 3 klasy związków, których brakuje nam we współczesnej diecie:
witaminy rozpuszczalne w tłuszczach typu A i D (brak ich w chudym mleku podczas gdy Aborygeni spożywają 10 razy więcej witaminy A niż przeciętny Amerykanin),
sole mineralne (zwiększone zapotrzebowanie występuje przy spożyciu leków, kawy, narkotyków),
enzymy czyli katalizatory reakcji chemicznych ułatwiające trawienie pokarmów (zostają zniszczone podczas gotowania).

Właśnie tych 3 grup składników brakuje w chudym, pasteryzowanym mleku. Podczas procesu pasteryzacji (ogrzaniu go do temperatury 100 °C w ciągu 1 minuty lub do 85 °C w ciągu 30 minut) giną wszystkie enzymy i większość witamin, a jony wapnia organicznego przechodzą w nieprzyswajalną nieorganiczną postać. Chude mleko jest całkowicie pozbawione witamin rozpuszczalnych w tłuszczach, a to właśnie 2% dodatek tłuszczu jest warunkiem niezbędnym do wchłaniania wapnia w jelicie cienkim.

Dobrą alternatywą może być mleko kozie, lub mleko niskolaktozowe o zawartości tłuszczu min 2%. Wiele osób także zapomina, iż do wchłaniania wapnia potrzebna jest obecność magnezu. Niedobór magnezu powoduje zaburzenie 300 reakcji enzymatycznych oraz procesów wytwarzania energii.

MIT 13: "Pozytywne myślenie nie uchroni Cię przed chorobą"
Dzięki medytacji, diecie i wysiłkowi fizycznemu można odwrócić bieg choroby.

Zapadamy na choroby częściej, gdy jesteśmy pod wpływem negatywnych emocji. Nieprawdopodobne, a jednak to prawda potwierdzona badaniami naukowymi.

Dr Simons w 1998 roku ujawnił zaskakujące wyniki swoich badań. Okazało się, że depresja, częściej niż cholesterol, powodowała wylew krwi do mózgu. Od lat psychiatrzy uważają, że wiele chorób układu immunologicznego może najpierw manifestować się objawami psychicznymi. Jest to związane z zaburzeniami snu, ruchu, procesów myślowych oraz pamięci. Dzięki medytacji, diecie i wysiłkowi fizycznemu można odwrócić bieg choroby niedokrwiennej mięśnia sercowego. Udowodnił to Dean Ornish.

Kolejnym przykładem na to, że pozytywne myślenie pomaga jest grupa pacjentów z zaawansowaną chorobą nowotworową, którzy podlegali psychoterapii jako uzupełnienie standardowego leczenia i żyli dwa razy dłużej w porównaniu do pacjentów leczonych tylko konwencjonalnymi metodami.

Obecnie głównym czynnikiem napędzającym stres są nasze emocje, a raczej sposób w jaki interpretujemy fizjologicznie neutralne zdarzenia. Zmiana myśli i przekonań na zdrowsze pozwala na zmianę emocji, a co za tym idzie na poprawę jakości życia. Równie ważne jest uwolnienie się od długotrwale skrywanych negatywnych emocji takich jak żal, gniew, nienawiść. Pozwala to na zrzucenie niepotrzebnego balastu emocjonalnego i przyśpiesza powrót do zdrowia.

Podsumowanie

Współczesna medycyna stworzyła mit, że pogorszenie zdrowia jest czymś niepożądanym i szkodliwym. Lepiej byłoby, gdybyśmy patrzyli na to jak na lekcję, informację zwrotną mówiącą, że nasze postępowanie nie jest zgodne z naturą i przynosi to szkodę dla organizmu.

Społeczeństwo jest uzależnione od rozwoju współczesnej medycyny. Skarbem byłyby szpitale wyposażone w najnowocześniejszy sprzęt, zaopatrzone w najbardziej skuteczne leki i obsługiwane przez doskonale wyszkolony i opłacony personel.

Nie każę Państwu wyrzucić wszystkich leków i przestać korzystać z opieki lekarskiej, ale chciałbym zwiększyć Państwa uwagę na efekty uboczne, które posiadają wszystkie medykamenty. Uzmysłowić Państwu, że oszustwa, takie jak zatajanie skutków ubocznych i fałszowanie badań medycznych, jest codziennością. Natomiast wpychanie nieświadomym pacjentom uzależniającej, zabójczej "pigułki szczęścia" ociera się o zabójstwo.

Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości lekarze, farmaceuci, psycholodzy i dietetycy będą skutecznie współpracować, by zapobiegać chorobom a nie tylko je leczyć.

Moim zadaniem jest uświadomienie Państwa i pokazanie, że jesteśmy w stanie sami sobie pomóc w każdej sytuacji. Nawet jeśli mowa jest o tak poważnej sprawie jaką jest nasze zdrowie.

Najważniejsza jest praca zarówno z ciałem jak i umysłem. Bo z takich perspektyw powinien być rozpatrzony każdy problem. Daje to największe szanse na wyzdrowienie bez zażywania garści zbędnych tabletek i wyniszczających ciało kuracji.

Drogi Czytelniku, jeśli pragniesz powrócić do zdrowia, odnaleźć harmonię swojego ciała i umysłu to mogę pomóc Ci to osiągnąć. Więc jeśli chcesz wziąć odpowiedzialność za swoje zdrowie i polepszyć jakość życia – jestem do Twojej dyspozycji.

mgr farm. Piotr Orliński
www.coachingzdrowia.pl

źródło:
http://wolnezdrowie.pl/pl/zdrowie-fakty ... nych,-o-których-nie-chcą-byś-wiedział#

TAJEMNICE WITAMINY C

Dziś będzie o zdrowiu, medycynie i ukrywaniu faktów. Doskonala seria artykułów znaleziona tutaj.
http://www.euromentor.org.pl/autoryzacja/subskrypcja_nr200504.html
„Zastanawiając się nad właściwą diagnozą przepisz tymczasem witaminę C„ – dr Frederik R. Klenner [eng], fascynat działania witaminy C, dla swoich słuchaczy i kolegom po fachu, stworzył powyższe hasło.
Większość z nas słyszała o witaminie C, czyli kwasie askorbinowym. Większość z nas próbowała nawet leczyć nią przeziębienie czy grypę. Ci, którym nie pomogła, odrzucili ją z pogardą. Wielu innym dodatkowe dawki witaminy C ułatwiły szybki powrót do zdrowia. Czemu witamina nie zadziałała we wszystkich wypadkach? Czy błąd polegał na zbyt małych dawkach? Czy istnieje jakiś katalizator, bez którego witamina nie przedstawia żadnej wartości?
Medycyna na złym kursie
W latach trzydziestych – po udanym eksperymencie syntezowania witaminy C w warunkach laboratoryjnych – wielu praktykujących lekarzy zaczęło gromadzić przyczynki informujące o leczniczych właściwościach tej witaminy zażywanej w dużych ilościach, wielokrotnie przewyższających domniemaną normę dzienną. Ludzie przyjmujący uderzeniowe dawki zdrowieli z najprzeróżniejszych chorób lub utrzymywali doskonałe samopoczucie. W tym samym okresie chemicy rozpoczęli pracę nad wyodrębnianiem i syntezą leków, które wykazywały zdolność niszczenia szkodliwych drobnoustrojów, szczególnie bakterii, pomagając zapobiegać chorobom zakaźnym. Niemcy jako pierwsi dokonali syntezy Prontozilu, pierwszego leku sulfamidowego. Rozpoczął się międzynarodowy wyścig. Na początku lat czterdziestych zaczęto produkować penicylinę przy użyciu zwykłej pleśni. Odkryto możliwość ekstrahowania rozmaitych mycyn z różnych rodzajów pleśni i roślin i wykorzystania ich jako leki farmakologiczne.
Zasługi witaminy C – leczniczej substancji pozbawionej skutków ubocznych – nie przyciągały uwagi świata w równym stopniu, co spektakularne cuda medyczne czynione przez nowo wyprodukowane leki. Współczesna medycyna spełnia odwieczną obietnicę uwolnienia ludzkości od koszmaru chorób zakaźnych. W międzyczasie zepchnięto doniesienia o tej jednej z najsilniej działających substancji leczniczej do archiwów przechowujące naukowe wydawnictwa medyczne, a kuracja witaminą C pozostała domeną nielicznych lekarzy o zadziwiającej przenikliwości. Doktor Beasley podkreśla, że narodziny ery leków spowodowały przesunięcie środków umożliwiających finansowanie badań na doświadczenia poświęcone rozwojowi farmaceutyków, choć rozwój dietetyki przedstawiał równie zachęcającą perspektywę. W ciągu kilku ostatnich lat Narodowy Instytut Rakowy wydał zaledwie jeden procent swoich funduszy na badania poświęcone zagadnieniom higieny żywienia i to pomimo oświadczenia złożonego w 1977 roku przez zastępcę dyrektora Instytutu przed specjalną komisją senacką, w którym przypisał sześćdziesiąt procent zachorowań na nowotwór złośliwy wśród kobiet, a czterdzieści wśród mężczyzn, nieprawidłowemu odżywianiu.
W medycynie Zachodu, kładzie się nacisk na leczenie choroby, która jest uważana za niefortunny przypadek. Większość lekarzy nie była kształcona w kierunku zapobiegania chorobom przez dietę. Przykładowo, liczba szkół medycznych w USA wynosi 125, liczba szkół medycznych z wymaganym kursem odżywiania to zaledwie 30. Przeciętna długość kursu z odżywiania w takiej szkole, podczas 4 lat studiów medycznych w USA to zaledwie 2,5 godziny. Jak zatem przyszły lekarz ma zgłębić na studiach wszystkie tajniki podstawowej przyczyny chorób jaką jest zła dieta i brak składników odżywczych m.in. witamin i minerałów?
Ponieważ na Akademii Medycznej nie ma nacisku na profilaktykę i leczenie odpowiednią dietą, niemal całkowicie zapomniano o roli, jaką witamina C pełni w leczeniu chorób, w tym chorób nowotworowych i zakaźnych, a temat ten jest ignorowany, a nawet wyśmiewany.
Na szczęście, wielu praktykujących lekarzy kwestionuje dawne założenia i bada możliwości prewencji przede wszystkim przez odpowiedni sposób odżywiania się i inne proste środki.
Witamina C zrehabilitowana
Laureat nagrody Nobla [ściślej – dwóch nagród Nobla – przyp.tłum], pisarz, fizyk, i chemik, dr hab. Linus Pauling, przez całe dziesięciolecia cierpiał pod ostrzałem niezasłużonej krytyki za swoje entuzjastyczne poglądy na temat witaminy C.
Doktor Pauling doniósł, że witamina C niezbędna w organizmie jest dla prawidłowego przebiegu procesów fagocytozy (pochłaniania drobnoustrojów chorobotwórczych przez białe krwinki).
Krwinki odżywione witaminą C działają energicznie, a te o niskim stężeniu witaminy C reagują niemrawo. Prawdopodobnie największa pogarda spotkała jego wczesne prace poświęcone antyrakowemu działaniu tej witaminy. Na próżno publikował dowody potwierdzające swoją teorię – lekarze alopaci ani o krok nie ruszyli się z wygodnie okopanych pozycji odrzucających świadectwo o potencjale witamin jako środków leczniczych. Od jakiegoś czasu sytuacja zaczęła się zmieniać na korzyść zwolenników poglądów Paulinga.
Na krótko przed śmiercią, a dożył 93 roku życia, powiedział, że swoje zdrowie zawdzięczał w głównym stopniu witaminom i minerałom, a szczególnie przyjmowaniu dużych dawek witaminy C. I choć zmarł na raka, wierzył, że dzięki witaminom i minerałom udało mu się odsunąć początek i opóźnić znacznie rozwój choroby przynajmniej o 20 lat. Głęboko wierzył, że może ona odwlec choroby i wydłużyć życie. Napływające ze wszystkich stron świata informacje wykazują dzisiaj, iż miał rację. Twierdził, że odkąd zaczął przyjmować duże dawki witaminy C w 1965 roku, nie chorował nawet na zwykłe przeziębienie. Pojedyncze tabletki zawierające tę witaminę zaczął przyjmować w roku 1941. Potem zwiększył dzienną dawkę do 18 gram. Doktor Pauling był przekonany, że można żyć dłużej nawet o 12-18 lat, przyjmując codziennie 3,2 –12 gram witaminy C, ilość porównywalną z zawartością witaminy C z 50 -170 pomarańczy.
Rola witaminy C w odżywianiu
Przeprowadzono już dostatecznie wiele badań – stosując sprawdzone metody podwójnie ślepej próby klinicznej, z udziałem grupy kontrolnej zażywającej placebo – by upewnić się, witamina rzeczywiście posiada wiele cennych właściwości leczniczych.
Prawie wszyscy słyszeli już o angielskich marynarzach, którzy podczas długich podróży w szesnastym i siedemnastym wieku padali ofiarą szkorbutu. Wiemy, że spożywanie owoców, co dzień lub, co dwa dni jest koniecznością, o ile pragniemy uniknąć krwawienia dziąseł, depresji, uczucia wszechogarniającego zmęczenia lub poważnej choroby zakaźnej. Jak to się dzieje, że dorastamy i żyjemy wolni od tego rodzaju powikłań zdrowotnych? Czy w spożywanych przez nas pokarmach znajdują się dostateczne ilości cennej witaminy? Jak można się o tym dowiedzieć?
Organizmy naczelnych – małpiatek, małp, ludzi nie potrafią wytwarzać witaminy C z cukrów prostych, jak to czynią niemal wszystkie pozostałe kręgowce z wyjątkiem świnek morskich. Widocznie w procesie ewolucji naszych gałęzi gatunkowych okazało się, że wątroba ma tyle innych, niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania organizmu zadań, a w pokarmach dostępnych w przyrodzie znajduje się wystarczająco dużo źródeł naturalnej witaminy C w postaci świeżych owoców i warzyw, że siły ewolucji uznały enzym zwany oksydazą laktonu kwasu 1-gulonowego, aktywizujący przemianę glukozy w kwas askorbinowy, za zbędny w składzie związków chemicznych produkowanych w organizmie człowieka.
Doktor Linus Pauling obliczył, że nasi pradawni przodkowie, myśliwi i zbieracze runa leśnego, spożywali dziennie około 600 miligramów witaminy C, karmiąc się chudym mięsem, warzywami i owocami. Ilość ta przekraczała 10-krotnie dawkę wystarczającą, by zapobiec szkorbutowi i obecnie przyjętą dawkę dziennego zapotrzebowania organizmu na witaminę C.
Na obszarach ubogich w krzewy i drzewa owocowe tubylcy odkryli inną metodę utrzymania zdrowia – jedli surowe gruczoły nadnercza. Rozrywali tuszę świeżo upolowanego zwierzęcia, wyszukiwali nerki i położone w pobliżu gruczoły nadnerczy, wyciągali je i dzielili między członków plemienia. Wiedzieli, że jeśli nie uda im się spożyć tego specjału, co kilka dni, zaczną słabnąć i chorować, a w końcu umrą. W gruczołach nadnerczy znajduje się więcej witaminy C niż w jakiejkolwiek innej części ciała. (Być może dlatego witamina C jest absolutnie niezbędna dla ochrony przed chorobami rozwijającymi się na tle stresu). Wysoką zawartością i zapotrzebowaniem na witaminę C charakteryzują się systemy wewnątrzwydzielnicze: przysadka, podwzgórze, nadnercza i inne gruczoły.
[Komentarz: igliwie sosny, świerku, modrzewia, cedru, jodły zawiera około 200-270 mg witaminy C/100 g, dlatego też w czasach, gdy brakowało czystej chemicznie, krystalicznej witaminy C podawano chorym na szkorbutmiędzy innymi odwar z igliwia drzew iglastych]
Witamina C – obrona niewinności
Z artykułu w renomowanym czasopiśmie naukowym Nature świat mógł się dowiedzieć o badaniach, które jakoby wskazują że przyjmowanie witaminy C w większej od oficjalnie zalecanej dawki dziennej (600mg) może spowodować nawet raka. Oto kilka opinii na ten temat:
Profesor Światosław Ziemlański z Instytutu Żywności i żywienia, jeden z najwybitniejszych w Polsce specjalistów w dziedzinie prawidłowego żywienia:
„To nie jest wcale dowód, ja nadal biorę 600-miligramową dzienną dawkę witaminy C.”
Gyula Kulascar, biochemik, adiunkt Akademii Medycznej Pecs, odkrywca układu tzw. biernej obrony organizmu przed nowotworami, wykorzystującego również witaminę C:
„To jest śmieszne! Do jakich uszkodzeń genetycznych mogło by dojść w ciągu sześciu tygodni w skutek tak małej dawki? Na podstawie co najmniej 40 badań klinicznych mogę stwierdzić, że witamina C nie jest szkodliwa nawet w dużych dawkach.”
Profesor Miladin Mirilov, jugosłowiański biochemik, specjalista w dziedzinie żywienia, ekspert Światowej Organizacji Zdrowia:
„Byłbym zaskoczony, gdyby ktokolwiek zdołał udowodnić, że taka dawka witaminy C jest szkodliwa. To nie przypadek, że w uregulowaniach Unii Europejskiej podniesiono do 2000mg”
Profesor nauk medycznych, Józef Puscok, dyrektor ds. naukowych w Krajowym Instytucie Medycyny Sportowej:
„ Na podstawie jednego opracowania nie można wyciągnąć takiego wniosku. Do skutecznej profilaktyki zdrowotnej wystarcza 60 mg witaminy C. Mogę to stwierdzić za pomocą ponad 100 obserwacji międzynarodowych.”
Profesor medycyny z Alabamy, Emanuel Cheraskin przyjmujący 5 gram witaminy C dziennie twierdzi:
„Z doświadczeń wynika, iż przyjmowanie witaminy C może dodać lat życiu i życia upływającym latom”.
Wiadomo, że biochemik Linus Pauling, dwukrotny laureat nagrody Nobla przyjmował ok. 18 tysięcy mg (tj.18 gram !!!) witaminy C dziennie przez ponad 30 lat. Wiemy już, że umarł w wieku 94 i to nie z powodu przedawkowania witaminy C.
Zwróćmy uwagę, że pożywienie małp zawiera blisko 50 razy więcej interesującej nas substancji niż żywność człowieka (tj. blisko 3 gramy dziennie). Ludzie zajmujący się hodowlą małp do celów eksperymentalnych doskonale wiedzą, że podawanie zwierzętom dużych ilości witaminy C jest niezbędne. Optymalną dawkę dla małp ustalili metodą prób i błędów. Ciekawe, że w stosunku do ludzi nie poczyniono jeszcze takich ustaleń.
W dzisiejszym świecie pełnym chemikaliów i narażającym na stres, nawet kierunki konserwatywne wyznaczają pożądaną dawkę jako 300-400 mg witaminy C. Oficjalnie zalecana w wielu krajach dawka 60 mg wystarcza właściwie tylko do tego, żeby zęby nie wypadały z powodu szkorbutu. Na podstawie powyższych danych niechaj każdy sam oceni, czy zadowoli się uniknięciem szkorbutu i profilaktyka 60mg, czy raczej wybierze szeroką ochronę antyoksydacyjną przyjmując 2 gramy witaminy C dziennie zgodnie z zaleceniami Unii Europejskiej (porównywalna ilość do 4 tabl. C 500 lub co 2 tabl. C 1000 dziennie).
Walka przeciw nowotworom
W 1990 roku Amerykański Instytut Onkologiczny wydał oświadczenie, iż „witamina C wykazuje szeroki wpływ na różnorodne funkcje biologiczne. Jest chyba najaktywniejszym związkiem wśród składników żywnościowych”. W 1991 roku placówka ciesząca się renomą w świecie nauk medycznych, Narodowy Instytut Onkologiczny, zorganizował przełomowe sympozjum poświęcone udziałowi witamin C w leczeniu chorób nowotworowych.
Według słów doktor Gladys Block, specjalisty epidemiologa z Wydziału Zapobiegania Rakowi tegoż Instytutu, witamina C dowiodła swej wartości jako czynnik zapobiegający rakowi płuc, krtani, jamy ustnej, przełyku, żołądka , okrężnicy, odbytnicy, trzustki, pęcherza moczowego, szyjki macicy, śluzówki macicy, sutka oraz złośliwego guza mózgu u dzieci.
Z ogólnej liczby 47 badań przeprowadzonych nad leczniczym oddziaływaniem witaminy C 34 potwierdziły jej skuteczność. Naukowcy stwierdzili: „Gdybyśmy mieli do czynienia z działaniem przypadku, tylko w jednym lub dwóch z czterdziestu siedmiu podjętych eksperymentów uzyskano by statystycznie znamienne wyniki”. Rezultaty były zaś nawet jeszcze bardziej zaskakujące: ludzie , którzy należą do grupy górnych dwudziestu pięciu procent pod względem ilości zażywanej witaminy C, narażeni są na dwukrotnie mniejsze ryzyko zachorowań na raka niż ludzie należący do grupy dolnych dwudziestu pięciu procent – spożywających najmniejsze jej ilości.
Witamina C stosowana w dużych dawkach, uniemożliwia przekształcenie się w nitrozoaminy azotynów i azotanów znajdujących się w pożywieniu (dodatki spotykane najczęściej w wędlinach). Większość nitrozoaminy ma działanie rakotwórcze i może powodować raka żołądka lub nowotworu złośliwego jelit. Specjalista od oczyszczania organizmu G.P.Małachow, zaleca na 1 gram spożywanego białka zwierzęcego, zastosować 1 gram witaminy C w celach przeciwdziałania gniciu białka w jelicie. Więcej tutaj.
Badania Amerykańskiego Narodowego Instytutu Onkologicznego wykazały, że dzienna dawka 5 gram witaminy C zwiększa produkcję limfocytów w organizmie, a dawka w granicach 10 g jest jeszcze skuteczniejsza. Witamina C wykazuje zbawienny wpływ na naszych małych sojuszników – limfocyty T.
W odniesieniu do układu immunologicznego witamina C wspiera funkcjonowanie gruczołów nadnerczy w okresach natężonego wysiłku, stymuluje produkcję interferonu niezwykle pomocnego podczas leczenia w chorobach nowotworowych, wzmacnia działanie przeciwwirusowe, przeciwgrzybicze i przeciwbakteryjne białych krwinek.
Niedobór witaminy C powoduje spadek liczby limfocytów T, na których opiera się działanie układu immunologicznego.
Dr Ewan Cameron, specjalista od nowotworów, w latach 60-tych podawał pacjentom w końcowej fazie choroby nowotworowej 10g witaminy C dziennie i zaobserwował, że żyli oni cztery razy dłużej niż chorzy nie stosujący witaminy C. Od tamtej pory przeprowadzono wiele prób, które doprowadziły do wniosku, że „istnieją bardzo istotne dowody ochronnego działania witaminy C w nowotworach hormononiezależnych„.
W 1991 roku Narodowy Instytut Onkologiczny, zorganizował sympozjum poświęcone udziałowi witamin C w leczeniu chorób nowotworowych. Dr Morton A. Klein, specjalista w dziedzinie ekonomii zdrowotnej, pełniący uprzednio funkcję konsultanta Ministerstwa Zdrowia , Wykształcenia i Opieki Społecznej w rządzie Stanów Zjednoczonych, dyskutował o wynikach tego sympozjum z wieloma lekarzami i naukowcami. Wielu z nich do tego stopnia zaintrygowały doniesienia o wynikach konferencji, że „zamierzali sami zwiększyć dzienną dawkę witaminy C do tysiąca lub więcej miligramów”.
W około 120 opublikowanych sprawozdaniach, z badań witaminę C porównuje się do szczepionki przeciwnowotworowej. Osoby przyjmujące witaminę C są o 50% mniej narażone na ryzyko zachorowania na nowotwory, szczególnie nowotwory żołądka, przełyku, trzustki i jamy ustnej, ale również szyjki macicy, odbytu i sutka niż osoby, które jej nie biorą. Tak wynika z badań doktor Gladys Block z Uniwersytetu Kalifornijskiego. Pięć posiłków zawierających owoce i warzywa dostarcza 200-300mg naturalnej witaminy C – wystarczająco dużo, by powstrzymać rozwój nowotworów. Ale dla lepszego zabezpieczenia trzeba dawkę uzupełniać.
A co na to Twój lekarz?
Czy ma tyle wiadomości na temat naturalnej witaminy C?
Do dziś spotykamy lekarzy, którzy wprost zabraniają stosowania pacjentom witaminy C podczas chorób zakaźnych czy nowotworowych, nie podają jej również podczas infekcji grzybiczych czy gronkowcowych i wirusowego zapalenia wątroby typu B i C. Z pewnością na swoich uczelniach nie odbyli fakultatywnych (nieobowiązkowych) zajęć dotyczących diety i pomocniczego zastosowania witamin w lecznictwie. Nie mają również czasu na studiowanie literatury na ten temat, ani na uczestnictwo w licznych Konferencjach Medycznych w Polsce czy też zagranicznych.
Doktor G.Block z Uniwersytetu Kalifornijskiego jak twierdzi, bierze dziennie 2-3 g witaminy C.
Witamina C a choroby zakaźne
Dr.med. Frederik Klenner z uznaniem komentował w latach trzydziestych potencjał leczniczy witaminy C. Eksperymentował na sobie samym, swoich dzieciach i pacjentach, i przekonał się, że może zahamować rozwój chorób szczególnie wirusowych stanów zakaźnych u dzieci w przeciągu minut lub godzin od podania uderzeniowej dawki witaminy. Jako jeden z pierwszych zauważył i opisał zjawisko spadku witaminy C we krwi osób cierpiących na choroby zakaźne. Ostrość niedoboru zależała od długości trwania choroby i nasilenia objawów. Wydawało mu się jasne, że wiele tego rodzaju przypadków jest bezpośrednim następstwem poważnego braku witaminy w C w organizmie, graniczącego z niedoborem powodującym szkorbut. Mowa o naturalnej witaminie C.
Uważał, że pacjenci z niskim stężeniem witaminy C we krwi narażeni byli na ryzyko wirusowego zapalenia mózgu, płuc zapadnięcia w śpiączkę, a nawet śmierci.
Wiedział, że witamina C jest niezbędnym budulcem substancji międzykomórkowej, tworzącej wiązania włoskowatych naczyń krwionośnych. Łącza te mogły ulec osłabieniu, w wyniku, czego bakterie lub wirusy przeniknęłyby do mózgu. Gdy stężenie witaminy C we krwi spada do poziomu 1 mg na litr, włoskowate naczynia krwionośne stają się łamliwe. Zjawisko to poznano i opisano w latach czterdziestych.
Wiele badań poświęcono skutkom leczenia infekcji wirusowych witaminą C.
Znamy opisy badań nad leczniczym działaniem witaminy C na infekcje bakteryjne. W jednej z nich znajdujemy informację, że podanie witaminy C hamowało wzrost prątków gruźlicy.
Okazuje się też, że deaktywuje ona inne bakterie, w tym bakterie tyfusu, paciorkowce i laseczki tężca. Zaobserwowano też zjawisko deaktywacji toksyn tężca, dezynterii, dyfterytu i gronkowcowych stanów zakaźnych.
Brak witaminy C prowadzi do zaburzeń odporności organizmu na zakażenia i oddziaływanie niektórych toksyn. Wysoki poziom witaminy C w organizmie sprzyja tworzeniu maksymalnych zasobów glikogenu w wątrobie i wzmocnieniu jej czynności odtruwających. Ma to wielkie znaczenie we wszelkich infekcjach pasożytniczych (grzyby, bakterie, robaczyce), w zatruciach organizmu toksynami chemicznymi bądź w przypadku wszystkich rodzajów wirusowego zapalenia wątroby.
Witamina C posiada właściwości obronne w stosunku do wielu substancji toksycznych: ołowiu, dwusiarczku węgla, aniliny i innych. Wg. Dr Clark, witamina C pomaga neutralizować wszystkie mykotoksyny pleśniowe (toksyny pochodne od grzybów), w tym również bardzo trującą – aflatoksynę. Sporysz również można zlikwidować/zneutralizować jego toksyny witaminą C, ale pomaga to na ok. 10 minut.
a/ Infekcje i przeziębienia – skuteczna dawka naturalnej witaminy C
Witamina C wywiera prawdopodobnie bezpośredni wpływ na niektóre z wirusów i bakterii; działanie jej z drugiej strony polega na wzmacnianiu niektórych funkcji układu odpornościowego. Doktor Pauling doniósł, że witamina C niezbędna jest dla prawidłowego przebiegu procesów fagocytozy (pochłaniania drobnoustrojów chorobotwórczych przez białe krwinki). Krwinki odżywione witaminą C działają energicznie, a te o niskim stężeniu witaminy C reagują niemrawo. Gdy zbadano pewną populację Szkotów o dobrym stanie zdrowia, odżywiających się zgodnie z tradycjami szkockiej kuchni zaledwie przekraczającym wartość zapewniającą prawidłowe działanie mechanizmu fagocytozy. Jednakże w okresie przeziębienia poziom witaminy spada do połowy pierwotnej wartości i taki pozostawał przez kilka kolejnych dni. (W rezultacie chory był narażony na wyższe ryzyko infekcji wtórnych). Dawka 250 mg witaminy C dziennie nie wystarcza, by podnieść stężenie witaminy C do poziomu zapewniającego właściwy przebieg fagocytozy. Dopiero 6 g witaminy C dziennie podawane na początku infekcji przeziębienia i 1 g w ciągu kolejnych dni utrzymywało fagocytozę na odpowiednim poziomie.
Zażywający witaminę C odczuli zauważalna ulgę i zmniejszenie nasilania objawów. Niezwykle interesujący jest też fakt, że u pacjentów rozpoczynających kurację 6 g od razu pierwszego dnia choroby bardzo rzadko pojawiały się komplikacje w postaci wtórnych infekcji bakteryjnych.
Podczas przeziębienia dr Clark (biochemik) poleca dla osób dorosłych podanie dawki uderzeniowej 10 gram witaminy C dla wspomożenia neutralizacji mykotoksyn. Zdaniem dr Clark, leukocyty nadal potrzebować będą ok. 5 godzin, aby odzyskać zdolności obronne.
Chorym na infekcje wirusowe często podaje się profilaktycznie antybiotyki przeciw wtórnym infekcjom bakteryjnym, co znacznie osłabia ich własny układ obronny i również wymaga dodatkowego podania witaminy C oraz ochronnie AC Zymes.
Według doktorów Cathcarta, Paulinga i Camerona, witamina C rolę antybiotyków pełnić może skutecznie i bez skutków ubocznych, prawdopodobnie przez stymulowanie procesów fagocytozy.
W 1977 roku doktor J.Asfora przeprowadził jedno z najdoskonalszych do tej pory badań nad leczniczymi właściwościami witaminy C. W eksperymencie uczestniczyło stu trzydziestu trzech studentów medycyny, lekarzy i pacjentów miejscowego ośrodka zdrowia, którym podawano tysiąc miligramów witaminy C (porównywalne dawki do np. dwie tabletki C PLUS trzy razy dziennie lub 2 x po 1 tabl. C 500), albo placebo. Niektórzy rozpoczęli kurację już pierwszego dnia przeziębienia, a inni drugiego, jeszcze inni trzeciego. Zażywający witaminę C odczuli zauważalną ulgę w nasileniu objawów. Niezwykle interesujące jest też fakt, ze u pacjentów rozpoczynających kurację od razu pierwszego dnia choroby bardzo rzadko pojawiały się komplikację w postaci wtórnych infekcji bakteryjnych. Inaczej, niż u pacjentów nie biorących witamin lub rozpoczynających kurację drugiego lub trzeciego dnia choroby. Wśród pacjentów rozpoczynających kurację witaminą C pierwszego dnia choroby, tylko w trzynastu procentach przypadków zanotowano wtórne infekcję bakteryjne. W grupie pacjentów rozpoczynających kurację drugiego dnia ofiarą powikłań padło dwadzieścia procent badanych, analogiczny wynik wyniósł czterdzieści siedem procent w grupie rozpoczynających kurację trzeciego dnia. Wśród chorych zażywających placebo powikłania w postaci wtórnych infekcji bakteryjnych pojawiły się w trzydziestu dziewięciu procentach przypadków.
Witamina C wpływa też bezpośrednio na przeciwciała, czyli białka utworzone w białych krwinkach typu B, których zadanie polega na rozpoznawaniu i niszczeniu określonych bakterii. U zdrowych studentów, którzy otrzymywali profilaktycznie dawkę 1 grama witaminy C przez okres 75 dni stwierdzono po zakończeniu podawania witaminy C znaczny wzrost liczby przeciwciał niezbędnych do walki z bakteriami i wirusami.
b/ Witamina C dla dzieci oraz w okresie szczepień i autoszczepionek
W dwadzieścia lat później, w latach sześćdziesiątych, doktor Archie Kalokerinos, pracownik australijskiej służby zdrowia, zauważył, że szczepienie dzieci aborygenów potrójną szczepionką DPT kończyło się śmiercią, co drugiego z małych pacjentów. Kalokerinous uważał, że układ immunologiczny tych dzieci został „obezwładniony” złą higieną żywienia – dietą składającą się z białego chleba i konserw przy całkowitym braku świeżych owoców. Postępując w myśl prostej logiki, podawał im codziennie uderzeniowe dawki witaminy C – wyliczone według zasady 100mg na każdy miesiąc życia. Tak, więc sześciomiesięczne dziecko dostawało 600mg dziennie. Jaki był efekt następnej rundy szczepień?
Obyło się bez jakichkolwiek ofiar. Inni lekarze naśladują terapię doktora Kalokerinosa; niektóre dzieci dostają tysiąc miligramów witaminy C (1 gram) dziennie w okresie szczepień .
W 1950 roku pojawiło się w piśmie Journal of the American Medical Association sprawozdanie z badań potwierdzających wartość witaminy C w leczeniu schorzeń dziecięcych. Dziewięcioro dzieci chorych na koklusz leczono podając witaminę C. Dawka wynosiła początkowo 500 mg dziennie, zmniejszano ją stopniowo o sto miligramów dziennie aż do osiągnięcia dawki stu miligramów, którą utrzymywano aż do wyzdrowienia dziecka. Pacjenci otrzymujący witaminę C zdrowieli w ciągu piętnastu do dwudziestu pięciu dni, a dzieci otrzymujące szczepionkę zdrowiały po przeciętnie trzydziestu czterech dniach. Imponująco przedstawia się jeden aspekt tej kuracji: w przypadkach, gdy podawanie witaminy rozpoczęto w fazie kataralnej choroby, „udało się całkowicie uniknąć fazy spazmodycznej (wykrztuśnej)”.
Aby zmniejszyć dokuczliwość przeziębień osoby dorosłe profilaktycznie przyjmować 1000mg witaminy C dwa razy dziennie. Wykazano, że taka dawka obniża poziom histaminy we krwi o około 40% (histamina wywoduje stan zapalny, alergię, astmę, duszności, zapalenie pęcherza i inne bóle, nieżyt nosa i łzawienie oczu).
c/„Spontaniczne wyzdrowienie z zapalenia mózgu”
Witamina C jest niezbędnym budulcem substancji międzykomórkowej, tworzącej wiązania włoskowatych naczyń krwionośnych. Łącza te mogły ulec osłabieniu, w wyniku czego bakterie lub wirusy przeniknęłyby do mózgu. Z ksiązki „Ominąc antybiotyki” znamy opowieść o trzyletniej dziewczynce, u której wskutek powikłań pogrypowych rozwinęło się zapalenie mózgu. Przez tydzień leżała nieruchomo w szpitalnym łóżku, obezwładniona przez chorobę, z wysiłkiem przełykając w porze obiadowej kilka łyżek płynnych odżywek. Ojciec zapytał lekarzy czy nie mogłaby tu pomóc witamina C.
– Absurd. Jeśli upiera się pan przy jej podawaniu, proszę sobie znaleźć innego lekarza – usłyszał.
– Czy mógłbym przynieść jej trochę lodów zamiast galaretki, którą dajecie na obiad? – zapytał ojciec usłużnym tonem.
Owszem na to mu pozwolono. Ojciec co dzień przynosił ulubione przez dziecko lody waniliowe, do których każdorazowo dosypywał po 4000 mg (4 gramy) sproszkowanej witaminy C. Po czterech zaledwie dniach „lodowej kuracji” dziecko siadło, jadło normalnie i mogło się swobodnie poruszać. Minęło jeszcze kilka dni i dziewczynka opuściła szpital. W karcie choroby zapisano: „spontaniczne wyzdrowienie z zapalenia mózgu”.
d/ Wirusy, wirusowe zapalenie wątroby typu B i C, AIDS, mononukleoza i pneumocystoza
Naturalna witamina C jest silnym w działaniu przeciwutleniaczem rozpuszczalnym w wodzie, co powoduje jej łatwe przenikanie do tych tkanek, które są bogate w wodę. Przenika ona do każdej komórki i hamuje rozwój grzybów, bakterii czy wirusów, które mogły ją opanować i rozpocząć akcję zmiany kodów genetycznych. Komórka pęka i obumiera, nie pozostawiając aktywnych wirusów, które mogłyby kontynuować niszczycielską działalność.
Po przeprowadzeniu w latach trzydziestych swoich badań nad działaniem tej witaminy dr med. Frederik Klenner sformułował następujące wnioski: „Stopień neutralizacji infekcji wirusowej jest proporcjonalny do stężenia witaminy C w organizmie i okresu jej działania”.
Witamina C łączy się z wirusem, bakterią lub substancją chemiczną, tworząc nowy związek, który musi zostać utleniony przez dalsze ilości witaminy C. Dlatego leczenie witaminą C należy kontynuować przez dłuższy czas nawet po wystąpieniu pierwszych oznak polepszenia. W odniesieniu do układu immunologicznego witamina C wspiera funkcjonowanie gruczołów nadnerczy natężonego wysiłku, stymuluje produkcję interferonu, tym samym wzmacnia działanie przeciwwirusowe i przeciwbakteryjne białych krwinek.
Niedobór witaminy C powoduje spadek liczby limfocytów T, na których opiera się działanie układu immunologicznego. A przecież tworzą one pierwszą linię obrony w walce z wirusami i bakteriami atakującymi nasz organizm.
Doktor Cheraskin porównuje działanie witaminy C na wirusy do działania antybiotyków, które nie mają tu pola do popisu. Witamina C działa stymulujące na układ odpornościowy, powodując wzrost poziomu silnego antyoksydantu glutationu, niezbędnego dla prawidłowego działania obronności organizmu. Nawet nieznaczny niedobór witaminy C może powodować zaburzenia w funkcjonowaniu układu odpornościowego oraz jego podatność na wszelkie infekcje bakteryjne, grzybicze i wirusowa.
Wysoki poziom witaminy C w organizmie sprzyja tworzeniu maksymalnych zasobów glikogenu w wątrobie i wzmocnieniu jej czynności odtruwających. Stąd znaczenie witaminy C rośnie jeszcze bardziej w obliczu postępującego wciąż wzrostu liczby zachorowań na zapalenie wątroby typu B i C, na ASIDS i pneumocystozę. Doktor Smitha wezwano raz do pacjenta cierpiącego na AIDS, znajdującego się w stanie półśpiączki, z powikłanym zapaleniem płuc. Jego skóra przybrała odcień niebieskawy, chociaż przez cewnik umieszczony przez nozdrza do organizmu chorego wpływało co minuta sześć do ośmiu litrów tlenu. Doktor Smith zaordynował cztery zastrzyki domięśniowe po 5 gramów witaminy C (łącznie 20g wit.C w oba mięśnie trójgłowe ramienia i w oba pośladki). Już po ośmiu godzinach stan pacjenta uległ poprawie wciąż był oczywiście ciężko chorym człowiekiem, lecz potrzebował tylko 4 litrów tlenu na minutę, a po tygodniu takiej kuracji wrócił do domu.
Doktor Roger Williams sugeruje, że prawidłowa dzienna dawka witaminy C oscyluje wokół ilości 2-2,5 g. Osoby palące przyswajają witaminę C skrajnie źle. Nawet przy stałym zażywaniu jej z pokarmem – cały czas występuje u nich deficyt.
W okresie infekcji możesz bezpiecznie zwiększyć spożycie do 10 czy 20 gramów dziennie. W przypadku mononukleozy zakaźnej można zdecydować się na dawkę 100 gramów dziennie (również w zastrzykach i mega dawkach np. C1000), aż do ustąpienia objawów. Ze zwiększeniem dawek wg. dr R. Williams nie wiąże się zupełnie żadne niebezpieczeństwo toksykacji, szczególnie w przypadku krótkotrwałych kuracji. W prowadzonych badaniach nie stwierdzono żadnych zaburzeń nawet po dziennych dawkach rzędu 10 g podawanych w ciągu kilku lat. Brakuje też dowodów, które mogłyby potwierdzić związek między przyjmowaniem naturalnej witaminy C a powstawaniem kamicy układu moczowego, co może mieć miejsce w przypadku przyjmowania syntetycznej witaminy C i spożywania dużej ilości białek zwierzęcych oraz np. pasteryzowanego mleka. Nie potwierdziły się także obawy, że witamin C sprzyja gromadzeniu w organizmie nadmiaru ilości żelaza. Osoby z zaburzeniami np. chore na hemochromatozę powinny jednak stosowanie witaminy C skonsultować ze swoim lekarzem.
Skoro informacje o korzyściach płynących ze spożywania tej jakże pospolitej, lecz jednocześnie niezwykłej witaminy ujrzały już światło dzienne, być może świat lekarski przeanalizuje ponownie w sposób obiektywny pionierskie prace doktorów Klennera, Cathcarta i innych, poświęcone wykorzystaniu witaminy C w walce z chorobami zakaźnymi. Może się wówczas okazać, że witamina ta stanie w rzędzie najskuteczniejszych środków antybakteryjnych, antywirusowych i podnoszących sprawność układu odpornościowego. Dr Clark w swojej Książe „Kuracja życia”, poleca stosowanie dużej ilości witaminy C w profilaktyce wszelkich chorób pasożytniczych (grzybice, bakterie chorobotwórcze i robaczyce) oraz w zatruciu organizmu toksynami.
Ochrona antyoksydacyjna w chorobach układu sercowo – naczyniowego
Według dr Mathiasa Ratha twórcy nowej teorii choroby wieńcowej, brak witaminy C wpływa na podwyższenie poziomu cholesterolu, trójglicerydów, apoproteiny i lipoproteiny A – która służy do naprawy uszkodzonych i nieszczelnych ścian naczyń krwionośnych. Brak witaminy C zwiększa ryzyko choroby wieńcowej poprzez odkładanie złogów na ścianach tętnic. Zwiększone spożycie witaminy C podwyższa poziom „dobrego” cholesterolu HDL, który usuwa nadmiar „złego” cholesterolu LDL, zmniejsza jego nadmierną produkcję i pomaga w emulgowaniu go przez żółć. Dzięki temu zmniejsza się ilość niepotrzebnych złogów miażdżycowych. Dowiedziono, że dzienna dawka 500mg witaminy C może doprowadzić do zredukowania blaszek miażdżycowych w ciągu 2-6 miesięcy.
Dr Rath udowodnił, że skoro niedobór witaminy C jest powszechną przyczyną chorób krążenia u ludzi, to uzupełnianie tej witaminy, jest uniwersalnym lekarstwem na powyższe choroby.
Dr M. Ratha zalecał dawkę od 3 do 10 mg na dobę, dzięki czemu uzyskiwał odwrócenie procesów miażdżycy.
Brać czy nie brać naturalną witaminę C (C Plus, C Lion Kids, C 500 lub C 1000?
Artykuł z NEWS California Fitness , rocznik 2 nr7 – lipiec 1998r.
Prof. Dr Oliver Racz , biochemik – patofizjolog, prorektor Akademii Medycznej w Koszycach
W latach dziewięćdziesiątych XX w. media roztrąbiły na cały świat, że: „witamina C może spowodować raka.”
To jest absolutnie sprzeczne z tym, co dziś wiemy o kwasie askorbinowym. Jest on doskonałym przeciwutleniaczem, pobudza układ immunologiczny, chroni przed miażdżycą i rakiem, itp. każdy chemik i badacz dobrze zorientowany w literaturze fachowej wie, że invitro kwas askorbinowy może uszkodzić komórki. Wielu już wykonało takie badania, jednak ich wyniki są dalekie od tego co się dzieje w naszym organizmie z naturalną witaminą C.
Wyniki badań zespołu badawczego profesora Lunec opublikowało w jednym z najbardziej znanych czasopism specjalistycznych Nature – co prawda nie w formie artykułu naukowego, lecz tylko listu. Jednak po przeczytaniu publikacji mogę jednoznacznie powiedzieć: artykuł nie stwierdza, że witamina C może spowodować raka, miażdżycę lub inne uszkodzenie zdrowia. Zespół prof. Lunec badał działanie witaminy C w taki sposób, że mierzył poziom dwóch wskaźników w limfocytach (jeden z rodzajów obronnych krwinek białych), które według dzisiejszej wiedzy – wskazują na oksydacyjne uszkodzenie kwasów nukleinowych. Zespół ocenił swoje wyniki w ten sposób, że daje to do myślenia i składnia do ostrożności. Nie twierdzi się jednak nic konkretnego, co wskazywałoby na szkodliwe działanie witaminy C.
Badania te są rzeczywiście ciekawe, jednak ja nie oceniam ich jako dowodów na wyrządzanie szkód. Dwa mierzone składniki w jednym typie komórek zmieniły się w sprzecznym ze sobą kierunku.
W badaniach naukowych piękne jest właśnie to, że wyniki są często nieoczekiwane.
Jestem przekonany, że zapobieganie najczęstszym chorobom (rak, atak serca itp.) za pomocą antyoksydantów jest jedną z obietnic przyszłości. Zdaje sobie jednak sprawę z tego, że w tej dziedzinie potrzebne jest jeszcze bardzo dużo badań.
Profesor Gey wykonał swoje pierwsze badania nad zależnością między antyoksydantami (w tym naturalna witamina C) a chorobą niedokrwienną serca ponad dziesięć lat temu. A niedawno kilka zespołów – porównując prowadzone przez długie lata badania – doszło do jednoznacznego wniosku, że brak antyoksydantów w organizmie jest jednym z głównych czynników ryzyka miażdżycy.
Na koniec drobnostka.
Podczas gdy my dyskutujemy o tym, czy potrzebujemy 60 czy 600 mg witaminy C dziennie, przeważająca większość zwierząt (z wyjątkiem człowieka i świnki morskiej) sama produkuje kwas askorbinowy na własne potrzeby – i to wcale w niemałej ilości. Przeliczając na człowieka, u owczarka niemieckiego ( waga masy ciała ok. 32-35 kg) dzienna produkcja wynosi ok. 25 gramów (25000mg) witaminy C.
Psy, koty, gołębie, sarny nie czytają gazet i biedne niestety nie wiedzą, jak witamina C jest „szkodliwa”.
Artykuł prof. Dr Oliver Racz , biochemik – patofizjolog, prorektor Akademii Medycznej w Koszycach
Kolejne wyniki badań naukowych z lat 1949, utajone przez medycynę klasyczną materiały na temat WITAMINY C – link [polecam, część dotyczącą witaminy C wklejam poniżej]
,,Sekret witaminy C” dr Robert F. Cathcart – fakty
Tłumaczenie z archiwum strony www.orthomed.com
,,Wirus Ebola i z Marburga, ptasiej grypy, wirus gorączki zachodniego Nilu, polio i wszelkich ostrych chorób zakaźnych mogą być leczone albo zaleczane wielokrotnymi dawkami witaminy C
Wyniki z Marburga 3 maja 2005:
Przemysł farmaceutyczny, eksperci na temat gorączki krwotocznej = 280 drastycznych przypadków śmierci, krwawienie, plucie krwią, inne swoiste objawy szkorbutu
Badanie poziomu witaminy C we krwi = 0
Próbne badanie kuracji askorbinowej = 0
Wyniki z Marburga 18 maja 2005:
Przemysł farmaceutyczny, eksperci na temat gorączki krwotocznej = = 311 + 8 = 319 dramatycznych przypadków śmierci, krwawienie, plucie krwią, inne swoiste objawy szkorbutu
Badanie poziomu witaminy C we krwi = 0
Próbne badanie kuracji askorbinowej = 0
Większość przypadków wirusa Ebola i z Marburga, ptasiej grypy, i gorączki zachodniego Nilu jak wszystkich ostrych i zakażeń mogą być leczone lub zaleczone wielokrotnymi dawkami askorbinianu sodu (witamina C aplikowana dożylnie). Dzieje się tak, ponieważ wszystkie te choroby powodują objawy i zabijają z powodu ogromnej ilości wolnych rodników. Witamina C (akorbinian) jako silny antyoksydant oczyszcza komórki z wolnych rodników, działając poprzez dostarczanie elektronów neutralizujących duże ilości wolnych rodników powodujących te choroby.
To prawda, że staramy się nie tracić zasobów witaminy C, witaminy E i innych czynników zwalczających wolne rodniki, ale przeważnie uważamy, że małe ilości witamin zapobiegają chorobom.
Niestety najczęściej pomijanym faktem jest ten, mówiący, że niektóre z tych zwalczających wolne rodniki (zwłaszcza witamina C i E) są niszczone bardzo szybko w chorych tkankach przytłoczonych przez wolne rodniki.
Oczywistym przykładem tego mógłby być ostry gnilec ogólnoustrojowy, objawiający się gorączką krwotoczną. Okazuje się, że zręcznie ukrywa się fakt, iż nikt nie zaleca badań poziomu witaminy C we krwi u ciężko chorych pacjentów z krwotokami.
Można spekulować, dlaczego pacjentom z krwotokami nie zaleca się badań poziomu witaminy C we krwi, kiedy najbardziej znanym symptomem szkorbutu są krwotoki. Czy to trudny do pojęcia poziom głupoty, czy może są jakieś finansowe przyczyny nie zlecania badań i nie podejmowania leczenia wywołanego w sposób oczywisty przez ostry szkorbut/gnilec?
Kluczowym zagadnieniem i zagadnieniem pomijanym nawet przez naukowców najbardziej zorientowanych w tematyce żywieniowej jest to, że przy pomocy większości antyoksydantów pochłaniających wolne rodników, elektrony wchłaniane w zwykłych a nawet dużych dawkach są minimalne, a większość elektronów jest dostarczana przez proces metaboliczny u pacjenta. Te procesy są niestety lawinowe pod względem szybkości.
Ilekroć pojawiają się objawy stanu zapalnego, tempo w jakim organizm może dostarczyć korzystne elektrony zostaje przekroczone. Witamina C jest jedynym czynnikiem zwalczającym wolne rodniki, który możemy przyswoić w dużych ilościach. Jest niezbędna do dostarczenia tej liczby elektronów, która zneutralizuje te ogromne ilości wolnych rodników, jakie są wytwarzane w większości chorób. Jednakże w przypadku Eboli, Marburga, gorączki zachodniego Nilu i ptasiej grypy, te ilości wolnych rodników, jakie są wytwarzane w tych procesach chorobowych, są za duże nawet dla dużych doustnych dawek witaminy C (kwasu askorbinowego). Ilość elektronów w askorbinianie sodu, która może być tolerowana dożylnie jest nawet większa niż elektronów w kwasie askorbinowym tolerowanym doustnie. Dlatego też, w tych ciężkich przypadkach niezbędne jest dostarczenie wystarczającej ilości elektronów przy pomocy askorbinianu sodu podanego dożylnie.
Mówiąc wprost, wszystkie te informacje muszą być chowane w tajemnicy przed opinią publiczną, ponieważ mogłoby się stać oczywistym dla każdej myślącej osoby, że skoro witamina C może leczyć Ebole, Marburg, gorączkę zachodniego Nilu i ptasią grypę, to co w przypadku innych chorób zakaźnych i stanów zapalnych?
Jest to powodem, dla którego wyleczenie polio przez dr med. Frederik Klennera opublikowane w 1949 roku było trzymane w tajemnicy. To właśnie z tego powodu wyszukiwarka Google dla hasła witamina C dziś uzyska 6-12 milionów linków (wyszukiwarka Yahoo 9 milionów, w.Ask Jeeves 4 miliony w zależności od dnia. Jednak powinno nas zastanowić, iż w rocznym wykazie JAMA( Dziennik Amerykańskiego Medycznego Stowarzyszenia) albo w rocznym wykazie Nowo Angielskiego Dziennika Medycznego nie ma ani jednego odniesienia do witaminy C.
Jeżeli każdy wiedziałby jak używać dużych dawek witaminy C – askorbinianu doustnie i dożylnie, byłoby to finansową katastrofą dla przemysłu farmaceutycznego.
Zasadniczym pytaniem jest, czy sekret witaminy C może być zachowany w tajemnicy teraz, kiedy Internet wykrzykuje prawdę cały czas. Telewizja, radio, magazyny, medyczne czasopisma, lekarze, farmaceuci, prawnicy, politycy, wydawcy naukowi mogą się na to zgodzić, będąc tym w ogromnym stopniu finansowo zainteresowani, ale Internet nie. Ten sekret witaminy C kosztuje tryliony dolarów i miliony istnień przez lata.
Jeżeli masz stronę internetową i znasz moc witaminy C, nawet w przypadku przeziębień czy grypy, proszę zalinkuj tą stronę. Wyślij e-maile do znajomych na ten temat. Musimy zmusić do uczciwego zbadania i wykorzystania wielokrotnych dawek witaminy C. To, jak się mają sprawy z obecnym wykorzystywaniem dużych ilości witaminy C nie zostanie zbadane.
Uczciwe zbadanie askorbinianu nie jest w finansowym interesie przemysłu farmaceutycznego. Ale oni nie mogą kontrolować Internetu i możemy wymusić dyskusję na ten temat (…)”
http://stopsyjonizmowi.wordpress.com/2011/07/20/tajemnice-witaminy-c/#more-11714